tych brązowych lokach...
- O, nie! Słysząc jej okrzyk, natychmiast otworzył oczy. Z patelni unosił się dym. Pierce zaklął pod nosem i bez namysłu wyciągnął rękę. - Poczekaj! - krzyknęła. - Weź przez ściereczkę. Wziął ścierkę i zdjął patelnię z ognia. - To już się nie nadaje do jedzenia - stwierdziła Amy. Stała tuż obok, czuł jej delikatny cytrynowy zapach przebijający przez woń spalenizny. - To moja wina - kajał się. - Powinienem patrzeć. - Nie przejmuj się, nic się nie stało. - Amy wyjęła następne dwie kromki chleba. - Mamy wszystko, co trzeba -rzekła z uśmiechem. - Pewnie dumałeś o pracy? - spytała. Gdyby naprawdę tak było, pomyślał, wyrzucając spalony chleb do śmieci. Wytarł dokładnie patelnię papierowym ręcznikiem. Amy nie czekała na odpowiedź. - Wciąż jesteś pochłonięty własnymi myślami - zaśmiała się, smarując chleb masłem. Na jej znak podsunął patelnię. Zaskwierczało masło. Amy położyła drugą kromkę. - Jak idzie twój eksperyment? - zagadnęła. - Wszystko zgodnie z planem - odparł. - Miło słyszeć. - Postawiła na gazie garnuszek z zupą. - Przez ostatnie dni poznawaliśmy teren - zmieniła temat. - Masz wspaniałą posiadłość. Zatoka, ogród, mnóstwo zieleni. Naprawdę jest pięknie. Tutaj dorastaliście z siostrą? - Tak. - Oparł się o blat. - To było cudowne miejsce. Wtedy nie wyglądało tak jak teraz. Zwykły dom nad brzegiem, wszędzie zielsko i chaszcze. Moja mama całe lata strawiła na urządzaniu ogrodu. To dzięki niej wszystko tak się zmieniło. - A szklarnia i laboratorium? - Zbudował je mój ojciec - rzekł. Amy zamieszała zupę. - Opatentował kilka wynalazków i zarobił sporo pieniędzy. - Umilkł. - Tam spędził całe życie - dodał ciszej. Nie chciał poddawać się ponurym myślom, jakie nachodziły go zawsze, gdy wspominał ojca. Przypomniał sobie mamę, jej roześmiane oczy i odetchnął z ulgą. Skrzyżował ręce na piersiach.