łódź i wymknąć się nam. Lepiej aresztować go w hotelu, gdzie się zatrzymał. Trzeba mu
odciąć drogę odwrotu. Wszyscy trzej uznali to za najlepszą strategię. Nieludow spojrzał na zegarek. - Muszę już iść i porozumieć się z kapitanem dragonów. - Och, Boże! - jęknęła Parthenia. - Nie dość, że Kurkow okazał się mordercą, to w dodatku jest spiskowcem! Trudno wprost w to uwierzyć. Co go czeka w Rosji, hrabio? - Może car daruje mu życie z uwagi na dawną przyjaźń. Tyle że Kurkow spędzi je w jakiejś syberyjskiej kopalni. Parthenia się wzdrygnęła i spuściła oczy. - Drogi książę - ciągnął Lieven - a może byśmy tak razem odszukali tę dziewczynę? - Pójdę z wami! - oznajmiła Parthenia. - Och, proszę cię, papo, nie protestuj! Lord Alec gra teraz na turnieju. Panna Ward została sama i może się was przestraszyć. Poza tym jestem jedyną osobą, która ją widziała. Muszę pójść z wami! - Obecność innej młodej damy może się okazać pomocna - poparł ją Lieven. Powinniśmy zapewnić jej bezpieczeństwo! - Westland ujął Parthenię za rękę. - Wystarczy, że z winy tego nędznika naraziłem moją drogą córkę na ryzyko. Parthenia posłała mu smutny uśmiech, a potem zwróciła się do Rosjanina: - Może któryś z panów mógłby nam doradzić, co mamy począć z Kozakami? Nieludow zaniepokoił się jej słowami. - Co, Kozacy tutaj? - O tak, jest ich czterech. Stoją po każdej stronie naszego domu. Nieludow zbliżył się ostrożnie do drzwi, wyciągając spod ciemnego płaszcza zakrzywiony, duży nóż. - Ja się nimi zajmę. - Sam jeden?! - zawołała Parthenia, otwierając szeroko oczy. Carski agent wymknął się bezszelestnie na zewnątrz. - Do licha - mruknął Westland - lepiej nie wchodzić mu w drogę. - Nieludow - odparł Lieven półgłosem - jest najlepszym tajnym agentem, jakiego mamy. Turniej przeciągnął się aż do świtu. Obydwie pary graczy zyskały już po dziewięćdziesiąt punktów, ale żadna z nich nie zdobyła niezbędnej, pięciopunktowej przewagi nad drugą. Po zdobyciu czterech punktów Drax i Alec byli gotowi święcić triumf, lecz w następnym rozdaniu przeciwnicy ponownie wyprzedzili ich o jeden. Fakt, że turniej trwał tak długo i nieznośne wrażenie, że zwycięstwo jest tuż - tuż, a jednak się wymyka, robiły swoje. Zawodników ogarniało znużenie i irytacja. Zapis wynosił teraz 123 do 122, na korzyść pary Kurkow - Tallant. Czy ta partia nigdy się nie skończy? Alec lękał się, że i on, i jego partner zaczynają tracić panowanie nad sobą. Wiedział, że musi teraz wyglądać równie okropnie jak tamci. Eva Campion chybaby go w tej chwili nie zechciała! Wszyscy czterej byli rozczochrani, mieli zaczerwienione, podkrążone oczy, nieprzytomny wzrok i spływali potem. Poprawił się na krześle, obolały od długiego siedzenia. Najbardziej go jednak niepokoiło, że nie pamięta dokładnie, którymi kartami i z której talii już grano. Pocieszał się tylko, że pozostali nie znajdują się bynajmniej w lepszej kondycji. Większa część widzów wyglądała nawet gorzej. Hałaśliwi bracia regenta usnęli na obitych welwetem krzesłach w wielkim salonie. Inni chrapali, leżąc na perskim dywanie, z poduszkami podłożonymi pod głowę. Kilku, którzy już się wyspali, oprzytomniało na tyle, by nadal śledzić grę. Alec zrezygnował z herbaty na rzecz kawy, w nadziei, że pozwoli mu ona zachować jasność umysłu. I nagle, około piątej rano, po ośmiu godzinach gry, zdarzyło się coś niezwykłego. Drax przetasował karty. Alec podał je Kurkowowi. - Pańska kolej. Proszę o rozdanie. Rosjanin ziewnął i wziął je do ręki. Alec, rozcierając kark, czekał, dopóki Kurkow nie odliczy mu wszystkich trzynastu kart, a potem ospale sięgnął po nie i... zamarł. W pierwszej chwili pomyślał, że to złudzenie