hotelowym pilnie przeglądała dane finansowe. Pomyślał o Rainie, o tym,
jak rozjaśniła pokój, tylko do niego wchodząc. Pomyślał o sobie, o tym, że jest starszy, mądrzejszy i zdecydowany uczyć się na swoich błędach. Czas przestać rozpaczać z powodu tego, co stracił. Czas zacząć walkę o to, co mu jeszcze zostało. 31 Wirginia Czekoladki dostarczono tuż po godzinie piętnastej. Przyniósł je w specjalnym opakowaniu pracownik w brązowym stroju firmy kurierskiej UPS o cudownych piwnych oczach. Mary podpisała odbiór, zerknęła na kuriera i poczuła się jeszcze lepiej, kiedy lekko się zaczerwienił. Wróciła do domu i niecierpliwie otworzyła paczkę. Wewnątrz znajdowało się nieduże zielone pudełko owinięte w złotą folię. To nie były czekoladki marki Godiva. Nie rozpoznała nazwy na nalepce. Otworzyła małe pudełko i od razu uderzył ją gorzko-słodki zapach czekolady i migdałów. Dwanaście czekoladek, po cztery sztuki w trzech rzędach. 209 Każda posypana była pudrem kakaowym i na każdej znajdował się kandyzowany orzech. Piękne pudełko, piękne czekoladki. Zastanawiała się, czy prywatni detektywi mają czasem ochotę na czekoladki. Zamknęła pudełko i przejrzała się w lustrze. Głębokie cienie pod oczami pokryła grubą warstwą makijażu. Różowy rozpinany sweter osłaniał sińce na rękach. Dzięki gorącym lokówkom jej fryzura nabrała przyzwoitego wyglądu. Wyglądała całkiem nieźle, właściwie wręcz uroczo. Idealna żona pana doktora. - Przekonajmy się - powiedziała do swojego odbicia. Wzięła pudełko i wyszła z domu. Tak jak powiedział jej ukochany, całkiem niedaleko stał srebrny samochód z elegancko ubranym Murzynem za kierownicą. Wydawało się, że studiuje mapę. Ale gdy jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Mary, zaczął się nerwowo rozglądać. Ona podeszła prosto do drzwi kierowcy i zapukała w okno. - Dzień dobry! - powiedział od razu, opuszczając szybę. - Miałem nadzieję, że zjawi się ktoś taki jak pani. Nie mam pojęcia, gdzie jestem, więc przydałaby się czyjaś pomoc. - Uniósł pogniecioną mapę i uśmiechnął się bezradnie. Ona zauważyła jednak, że lewą nogą rozpaczliwie wpycha coś pod fotel. Prawdopodobnie swoją kamerę. - Wiem, że jesteś prywatnym detektywem - powiedziała. - Nie rozumiem, o czym pani mówi. W tych okolicach jedna ulica jest podobna do drugiej... - Zwłaszcza kiedy człowiek przygląda się jej już drugi dzień z rzędu. Mogę? Wskazała na pusty fotel pasażera. Detektyw zbladł. - Proszę mi tylko wskazać najkrótszą drogę do autostrady I-95... - Dobrze, pokażę to panu na mapie. - Obeszła samochód i usiadła obok niego, zanim zdążył wypowiedzieć chociaż jedno słowo protestu. Wewnątrz było duszno. Welurowy pokrowiec niewygodnie wpijał się w skórę. Półka pod oknem była rozgrzana. Niestety, dopiero teraz pomyślała, że mogła przynieść mrożoną herbatę lub lemoniadę. Kto w takim upale będzie miał ochotę na słodycze? Trzeba żyć i się uczyć - pomyślała i wyciągnęła przed siebie pudełko z czekoladkami. - Doszłam do wniosku, że zechce pan coś przegryźć - powiedziała - więc coś panu przyniosłam. - Proszę pani... - Nie jestem idiotką. I niech pan nie traktuje mnie jak idiotki. Poza tym,