czekoladek. W obu przypadkach ciężko byłoby się opanować.
- Dziękuję za pomoc. Dobranoc, doktorze Galbraith. - Proszę chwilę poczekać. Odwróciła się, choć stała już w drzwiach. Podszedł do niej. Podszedł za blisko. - Chciałem tylko spytać, czy pani Caird poinformowała panią, że w piątek wybieramy się wszyscy do państwa Moffatów? - Powiedziała mi, że pan i dzieci idziecie w piątek na przyjęcie z okazji rocznicy ślubu pana teściów. - Zgadza się. Przyjęcie zaczyna się o siódmej, więc najpewniej wyjedziemy stąd o siedemnastej trzydzieści. - To dla dzieci bardzo późna pora. Dopilnuję, by wyspały się po obiedzie i żeby coś zjadły około czwartej. Później pomogę im się ubrać i na pewno będą gotowe na wpół do szóstej. -Pani oczywiście też. - Chce pan, bym mu towarzyszyła? Przecież Camryn świetnie sobie radzi z dziećmi... Naprawdę nie ma potrzeby, żebym zakłócała rodzinną uroczystość... - Moja szwagierka będzie zbyt zajęta, by opiekować się Lizzie, Amy i Mikeyem. Zaprosiła ponad czterdzieści osób. R S Zresztą, to właśnie ona nalegała, bym przyszedł z panią. Ma pani jeszcze jakieś pytania? - Nie! - W jej głowie kołatała tylko jedna myśl, a właściwie pytanie, które kobiety zadają sobie od wieków: w co ja się ubiorę? Nic z jej garderoby nie nadawało się na przyjęcie u Moffatów! - Aha, jeszcze jedna rzecz - przypomniał sobie Scott. - Camryn chce podarować dziewczynkom w prezencie nowe sukienki. Podobno ma wyjątkowo piękne rzeczy w swoim butiku. Czy mogłaby pani zawieźć tam jutro po południu Amy i Lizzie? Ja specjalnie wrócę wcześniej do domu, by zająć się w tym czasie Mikeyem. - Nie wołałby pan towarzyszyć dziewczynkom, a Mikeya zostawić ze mną? - Camryn powiedziała, że wybieranie sukienek to babska sprawa. - Uśmiechnął się..- Poza tym mam nadzieję, że może dzięki temu Lizzie zmieni swój stosunek do pani. Powoli zaczynam tracić cierpliwość. Może powinienem z nią na ten temat porozmawiać? - zawiesił pytająco głos. - Żadna rozmowa nie zmusi Lizzie do zaakceptowania mnie, może za to przynieść odwrotny efekt. Scott zmarszczył czoło. - Ma pani rację. - Jeżeli mamy zostać przyjaciółkami, muszę sama zdobyć jej zaufanie. Uważam, że prowokuje mnie specjalnie, bym zrezygnowała z pracy. Może gdy przekona się, że zamierzam tu zostać... Przynajmniej dopóki pan mnie nie zwolni... - Proszę tak nie mówić! Zapewniam panią, że to się nigdy nie stanie. Dostaję gęsiej skórki na samą myśl o konieczności szukania nowej niani! A teraz pora spać. R S - Faktycznie, już dosyć późno. Dobranoc, doktorze Galbraith. Ale odwracając się, Willow potknęła się o własne nogi. Gdyby Scott jej w porę nie przytrzymał, niechybnie upadłaby